Jak sprawić, by jedzenie dla dziecka stało się przyjemnością i prawdziwą ucztą

dzieckojeCo zrobić z dzieckiem, które rzekomo nie chce jeść i głupawo przez dorosłych jest nazywane „niejadkiem” ? Na samym początku – tak dla rozluźnienia, ważna informacja. Nie wierz w nic, co tu piszę. Ty to sprawdź! Ktoś zatroskany mówi: „Moje dziecko je za dużo słodyczy!” Albo: „Moje dziecko niczego innego nie lubi oprócz chleba z pasztetową – Michał ratuj.” Takiego maila dostałem od pewnej mamy – umówmy się, że ma na imię Klara. „Nie jestem ratownikiem, ale wiem jak możesz sobie sama pomóc …” tak zaczynał się mój mail z odpowiedzią. Co było dalej? Zanim się dowiesz, poznaj kilka faktów.

Dietetycy (swoją drogą dość dziwna nazwa profesji, bo sugeruje wyrzeczenia 😉 doskonale potrafią wyliczyć i opisać ile, czego i o jakiej porze, powinniśmy jeść i pić, aby było dla nas zdrowo. Biorą pod uwagę Twój wiek, tryb życia, Twoją wagę i inne bardziej, lub mniej ważne elementy. Można to wyliczyć i zmierzyć. Super – tu niemal pełna zgoda. Przeprowadzono pewien eksperyment. Kilkunastu pięciolatkom, na kilkadziesiąt dni, zorganizowano wyjątkowe przedszkole. Przedszkole, które niczym nie różniło się od zwykłego przedszkola, z jednym małym wyjątkiem. Tym wyjątkiem było jedzenie. Pokazano dzieciom, że za zielonymi drzwiami jest sala, w której na kilkudziesięciu stołach przygotowane było jedzenie. Specjalne „szwedzkie” stoły, na których było wszystko. Były owoce, warzywa, mięsa, sery, wędliny, dżemy, napoje… Praktycznie była tam każda potrawa i to niemal w każdej postaci. Były kanapki z szynką, serem, dżemem, były zupy, ziemniaki, sałatki, kurczaki, kotlety, klopsy, zrazy, bitki. Były tam też potrawy, które znasz tylko z nazw z restauracyjnych menu. Była też cała masa słodyczy. Wyobraź sobie kilkadziesiąt stołów, na których są wszystkie rodzaje potraw, które jadłeś jadłaś w swoim życiu. Są też takie, których smaku jeszcze nie znasz. Są stoły z cytrusami, na których leżą pokrojone w kawałki ananasa, kiwi, arbuzów i innych mało znanych Ci owoców. Na sam widok aż ślinka cieknie, gdy tylko wyobrażasz sobie jak to smakuje. Mniammm… Każde z dzieci może w dowolnej chwili otworzyć zielone drzwi, podejść do wybranego stołu i schrupać to, na co ma ochotę. Wszystko pod okiem dorosłych. Może wszystko. Może jeść i pić do woli. Wszystko w dowolnej ilości. Badanie trwało niemal dwa miesiące. Co potem się działo?

Dzieci jadły różnie. Niektóre bardzo dużo, a niektóre prawie nie jadły. Jednak po dwóch miesiącach badania, wyniki były zaskakujące i wręcz szokujące. Okazało się, że przez kilka pierwszych dni, niektóre z dzieci opychały się słodyczami. Dostały zatwardzenia, ale wszystko było pod kontrolą. Niektóre jadły bardzo mało. Inne jeszcze jadły przypadkowo. Inne przenosiły resztki przyzwyczajeń ze swojego domu. Coraz mniej. Mija szósty tydzień badania. Od ósmego tygodnia, wszystkie dzieci jedzą już regularnie i różnorodnie. Jedzą pięć, sześć razy dziennie. Jedzą mało słodyczy, ale sporo owoców. Jedzą trochę dziwnie, bo jedzenie ich cieszy. Mają dobre emocje skojarzone z jedzeniem. Jedzenie, to już nie przerwa w zabawie, lecz jej ciąg dalszy. Jedzą z ochotą i co ciekawe, z głową. Tak, z głową, bo to ich biologia i natura wyregulowała codzienne menu. Jedzą i piją dokładnie to, czego potrzebują, dokładnie w takich ilościach jak trzeba. Naukowcy, badając pod każdym względem naturalnie wyregulowane menu, sami nie mogli wyjść z podziwu. Było to menu jeszcze lepsze, niż dotychczas wyliczono jako to najzdrowsze. Jeszcze właściwsza ilość i proporcja witamin, kalorii, energii, temperatura, konsystencja itd. Totalna biologia. Natura sama to reguluje. Niektóre z dzieci wyjadają tylko pomidora z kanapek. Extra! Natura im podpowiada doskonale. Pyszny chlebuś i owszem, ale wtedy gdy poczuję jego pyszność i najdzie mnie na niego ochota. Wtedy go zjem. Teraz marchewka – bo teraz chcę. Geniusz natury reguluje cały metabolizm. Metabolizm rozumiany już na poziomie wyborów. Badanie przeprowadzono jeszcze w XX wieku. Czego uczy nas to badanie i jego wyniki? Jakie wnioski można i warto wyciągać? Jeśli Twoje dziecko, Twoim zdaniem je za mało, za dużo, zbyt monotematycznie – może być kilka przyczyn i powodów. Skupmy się na kilku z nich:

Emocje. Jeśli z jedzeniem, kojarzą się mało korzystne emocje – zmień to. Jeśli posiłek to przymus dla dziecka, to odpowiedz sobie na pytanie: Jeśli masz wybór, to co wolisz robić? To co chcesz, czy to co musisz? Są ludzie, którzy potrafili zrobić z jedzenia festiwal negatywnych emocji. Potrafili powklejać dziecku chore emocje, typu poczucie winy, mówiąc im: zjedz teraz za mamusię, a teraz za tatusia. Chcieli dobrze. Widzieli, że to działało. Dziecko jadło o dwie łyżeczki papki więcej. Mylnie myśleli, że skoro mieli nakarmić dziecko, to czemu nie karmić go jeszcze bzdurnymi strategiami. Pamiętali o jedzeniu, a zapomnieli o najważniejszym. Nie pamiętali o dziecku. O ich emocjach i tym, że jedzenie z towarzystwem złych emocji, może nieświadomie sprawić im w przyszłości kuku. Pamiętaj – dbaj, aby posiłkowi towarzyszyły fajne emocje, śmiech, zabawa, radość. Aby dziecko autentycznie kojarzyło jedzenie z pozytywnymi emocjami, sprawdź jakie towarzyszą Tobie, przy jedzeniu. Mój kolega Arek podpowiada mi, że ze swoją córką Amelką wspólnie przygotowuje posiłki, angażując ją przy tym i rozwijając. Świetny pomysł. Dziecko bardzo łatwo kopiuje stany emocjonalne, bo uczy się przede wszystkim, przez naśladownictwo.

Przestrzeń też jest bardzo ważna. Masz takie miejsca w domu, w mieście, w kraju, na świecie, które z automatu przywołują jakieś emocje? Pewnie masz. Wchodzisz do ulubionej restauracji i automatycznie czujesz się super. Wjeżdżasz do jakiegoś miasta i przypominasz sobie coś ekscytującego. Coś co poznasz natychmiast. Miejsce w którym dziecko je, też jest ważne. Nie tyle miejsce, ile emocje jakie się z tym miejscem kojarzą. Jeśli dotychczas, ktoś krzyczał i produkował niekorzystne emocje nad głową dziecka w miejscu, w którym je – zmień to miejsce. Nasz mózg, na nieświadomych poziomach wiąże przestrzeń z emocjami. Tak to działa i tyle. Przesuń stolik i krzesełko dziecka, albo odwróć z północy na południe. Zadbaj aby przestrzeń była nowa. Zmiana będzie nie do poznania.

Słodycze. Co ze słodyczami? Chcesz, aby Twoje dziecko zmieniło swój stosunek do słodyczy? Może Ty też chcesz coś zmienić w sobie? Zrób ucztę. Kup całą masę słodyczy. Różnych czekolad, ciasteczek, cukierków i innych frykasów. Zrób zakupy razem z dzieckiem. Niech samo wybierze. Wiem, możesz przekroczyć limit wydatków. Uwierz sobie, że naprawdę warto. Tego dnia będą jedzone tylko słodycze. I następnego dnia też. Sprawdź co będzie potem. Nie wierz mi na słowo. Sprawdź 😉

Energia też jest ważna. Jeśli Twoje dziecko jest monotematyczne w jedzeniu – to super. Atawizmy, czyli pierwotne instynkty, podpowiadają mu, że jedzenie jest przede wszystkim źródłem energii. Tyle i nic więcej. Zaufaj naturze. Zaufaj pragnieniom. Pragnieniom dziecka. Nie wierz w nic co tutaj czytasz. Ty to najzwyczajniej sprawdź. Jak sądzisz? Co napisałem Klarze w dalszej części maila?